Na wstepie od razu zaznacze ze nie doszukalem sie w tym filmie jakich "gejowskich wstawek" i "oblesnych tekstow". Za to jest tu mnostwo prostego nie nadetego humoru, dziesiatki aluzji do tzw. "amerykanskosci" (co bardzo lubie) i sporo tzw. smaczkow ktorych trzeba wypatrywac w elementach scenografii albo na drugim planie.
Sama historia brzmi juz dosc zabawnie, a realizacja naprawde sie udala. Nie jestem fanem Ferrella, ale tym razem trafil z rola w dziesiatke. Tak naprawde ubawil mnie Jon Heder (Jimmy McElroy), ktory doprowadzil mnie do mega rechotu w kilku momentach filmu. Patent, iz dwoch bohaterow realizuje swoj "american dream" bijac na glowe pare wystylizowana na Kennediego i Marilyn byl piekny, dawno nie widzialem amerykanskiego filmu, w ktorym nasi bracia zza oceanu potrafia w taki sposob smiac sie z siebie i swoich przywar. Dodajmy do tego dobra muzyke i sprawny montaz i wychodzi nam calkiem sprawna komedia. Oczywiscie bez aspiracji na Oscary i inne statuetki czy ambitna rozrywke. Ot entertainment w czystej postaci - ale czy nie na takie filmy czlowiek ma czesto ochote. Szczerze polecam !
PS A-ha - I love You Jimmy !